Recenzja filmu

Matki w mackach Marsa (2011)
Simon Wells
Grzegorz Pawlak
Seth Green
Dan Fogler

Watykan poleca

Niedogodności animacji rekompensuje obraz i efekt 3D. Na wielkim ekranie "Matki w mackach Marsa" robią olbrzymie wrażenie.
Z przerażeniem patrzycie na bajki, jakimi raczą dzieci współczesne media? Narzekacie na rozpasanie i demoralizację młodych umysłów koncepcjami, które kwestionują tradycyjne chrześcijańskie wartości? Czujecie, że wielkie wytwórnie filmowe ignorują Wasze potrzeby, że dążąc do łatwej kasy, promują seks, przemoc, feminizm i homoseksualizm? Jeśli tak, to mam bardzo dobrą wiadomość. Wytwórnia Walta Disneya wcale o Was nie zapomniała i właśnie wprowadza do kin film, dzięki któremu będziecie w siódmym niebie!

"Matki w mackach Marsa" (swoją drogą najlepszy polski tytuł od czasu "Kac Vegas" i to pomimo faktu, że nie widziałem na ekranie ani jednej macki) to historia chłopca o imieniu Milo, którego matka zostaje porwana przez Marsjanki w celu pozyskania od niej macierzyńskiego instynktu (wraz ze wszystkimi znanymi jej sztuczkami wychowawczymi), który zostanie wdrukowany w umysł maszyny wychowującej przyszłe pokolenia marsjańskiej elity. Na Czerwonej Planecie, czy też dokładniej: w jej wnętrzu, panuje zinstytucjonalizowany matriarchat, gdzie swobodne wychowanie zastąpiono dyscypliną i ideologią ogólnego dobra. Milo nie ma jednak zamiaru zrezygnować z matki i będzie walczył z całym marsjańskim systemem, byle tylko rodzicielkę uratować.

Symbolika disnejowskiej animacji jest dość czytelna. Rządy jednej płci nigdy się nie sprawdzą. Feministyczne poglądy o kobietach u władzy to mrzonki, które lepiej jak najszybciej odłożyć na bok, zanim zapanuje estrogenowy totalitaryzm. W "Matkach w mackach Marsa" kobiety pokazane są jako istoty owładnięte manią porządku, czystości i dyscypliny. Mężczyźni wcale nie są lepsi, wyglądają jak troglodyci i zachowujący się jak obiboki o ptasich móżdżkach. Twórcy filmu mówią wprost: każda z płci ma wady, dlatego do prawidłowego wychowania potomstwa niezbędna jest obecność ich obu, i matki, i ojca. Zaś macierzyństwo i opieka nad potomstwem to najważniejsze zadanie, jakie może stanąć przed dorosłym człowiekiem. Jak widać, najnowsze dzieło ze studia Disneya mogłoby być z powodzeniem pokazywane na lekcjach religii w ramach przygotowania do życia w rodzinie.

Animacja "Matki w mackach Marsa" została wyprodukowana przez Roberta Zemeckisa i jego ImageMovers Digital. Oznacza to, że została wykonana metodą performance capture, którą wcześniej wykorzystano m.in. przy "Opowieści wigilijnej". Co to dokładnie oznacza, dowie się każdy widz na tyle cierpliwy, by zostać na sali, kiedy na ekranie lecieć będą napisy końcowe. Osobiście nie jestem entuzjastą tej techniki, zwłaszcza kiedy jest wykorzystywana do przedstawiania ludzkich postaci. Pewnie dlatego bardziej spodobało mi się to, jak wykonani zostali Marsjanie z pomarszczoną liderką samic na czele. Za to niedogodności animacji rekompensował obraz i efekt 3D. Miałem to szczęście, że film obejrzałem w kinie IMAX. Na wielkim ekranie "Matki w mackach Marsa" robią olbrzymie wrażenie. Jestem pewien, że młodzi widzowie wyjdą zachwyceni tym, co zobaczyli i przeżyli dzięki gigantycznemu 3D. Brawa należą się także twórcom polskiej wersji językowej. Autorzy dialogów musieli się nieźle nagłowić, by wymyślić tyle barwnych odzywek. Jestem pod olbrzymim wrażeniem.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones